Kropek (pies, nie suka)
Kropek (pies, nie suka)
oranje oranje
1010
BLOG

Sterowanie prądem, s24, psy i krajzega

oranje oranje Technologie Obserwuj notkę 24

Jedną z zabawek mojego wczesnego dzieciństwa był „Mózg Elektryczny” czyli rodzaj gry planszowej zasilanej płaską baterią (na zdjęciu poniżej). Młodszym wyjaśniam: chodziło o to, by połączyć pasujące do siebie pojęcia, np. Rumunia i Bukareszt i kiedy włożyło się we właściwe dziurki dwa bolce na drucie, to obwód się zamykał i świeciła żaróweczka ogłaszając światu nasz sukces. Jeśli zaś NRD połączyliśmy z Tiraną, to nic się nie świeciło.

Zaletą tej pomocy naukowej była możliwość wymiany plansz i kiedy znudziły nas stolice, to zakładało się nowy szymel z dziurkami, gdzie kojarzyliśmy w pary jałówkę z cielakiem, klacz ze źrebakiem czy sukę ze szczeniakiem względnie Żwirka z Muchomorkiem, Parsętę z Kołobrzegiem, Gustlika z Honoratą, Breżniewa  z nuklearnym odprężeniem i tak dalej.

Słabością był sztywny układ połączeń; po niedługim czasie user wiedział bez żadnej już planszy które gniazda zamykają obwód.  Niewykluczone zresztą, że taki był edukacyjny cel owego ustrojstwa – odkrywało się Przyczynę Działania.

Tu muszę powiedzieć, że fascynacja otwartym i zamkniętym obwodem została mi na długie lata – wkrótce zelektryfikowałem cały dom. Pokój miałem na piętrze, więc ktokolwiek wchodził po schodach (skrycie czy jawnie – bez znaczenia) był anonsowany stosowną żarówką na moim pulpicie. Kumple idą do mnie, proszę bardzo, osobny przycisk indywidualnego dzwonka. Dość dużo kabla namarnowałem w tamtych latach, przełączników i innych diwajsów, ale choć w domu się nie przelewało, to nigdy Ojciec-Matka nie żałowali mi kasy na moje eksperymenta.

Tu dygresja do dygresji; również Stefan nie dość, że zapał ma do elektryczności, to poza tym, niebagatelne predyspozycje. Otóż ojca mojego prąd nie tyka w dosłownym znaczeniu; odizolowane kabelki łapie paluchami i mówi, że jedynie mrowienie czuje. Nie wiem, czy to ma związek z jego układem nerwowym czy krążenia, ale to zupełnie nieważne, bo Stefan ósmy krzyżyk dźwiga, a jeździ wciąż codziennie na rowerze i wciąż chętny jest do wdania się w dyskusję polityczną z sensem argumentując np. tezę, że Jaruzelski z Kiszczakiem wisieć to może i nie powinni, ale w kryminale zgnić – jak najbardziej.

- Mnie to dziwi, że Ty tak możesz te kable trzymać i Ci nie przeszkadza – komplementuję go pewnego razu, całkiem zresztą niedawno, a Stefan na to odwdzięcza się komplementem, że: „a mnie to też dziwiło zawsze, że muzyka, telewizor gra, a ty czytasz jakby nigdy nic książkę i ci nie przeszkadza”. Ładne, prawda?! Tak to sobie gawędzimy w wolnych chwilach…

Inna rzecz, że ojciec z prądem eksperymentuje do dziś i nie byłoby w tym niczego złego, gdyby nie dwie sprawy. Pierwsza jest taka, że chata nasza jest wyposażona w „siłę” i na dodatek mamy krajzegę z silnikiem, którym można by spokojnie zmłócić plony średniej wielkości PGR-u. Druga jest taka, że mamy też psa Kropka, świeży nabytek, którego wychowanie Stefan prowadzi przy pomocy metod zaczerpniętych wprost z prac znanego radzieckiego akademika Pawłowa, noblisty zdaje się.

Z krajzegą jest tak, że w zasadzie podczas każdego pobytu w Polsce psuję mu ją pokątnie w taki sposób, bym ją sam mógł później naprawić. Jednak nie ma szansy, jeśli ojciec uzna, że coś musi pociąć (jak wiadomo dzień niekiedy wstanie taki, że nic tylko na cięcie i rżnięcie, nie ma rady) to naprawia sam, a jak się nie uda, to naprawiają z panem Jurkiewiczem, kolegą z czasów Służby Polsce. Ze dwa dni im to zabiera, więc  sprawa się powoli zazwyczaj rozchodzi po kościach.

Co do Kropka, to on już dziś na widok jakiegokolwiek kabelka wycofuje się z położonymi uszami. Stefan zdenerwowany faktem, że musiał swoich do „po podwórku” chodzenia ściętych w rodzaj kalosza gumofilców szukać w ogrodzie (bo Kropek wynosił i miętosił) – podpiął je do 220 i zostawił ów trap na noc. Eksperyment dał rezultaty nadspodziewane.

– Krop już butów nie zabiera, żadnych – usłyszałem. Byłoby ok., ale kolejnym planem jest nauczenie Kropka, by w ogrodzie poruszał się wyłącznie po ścieżce, a nie na przełaj, co oznacza zaprowadzenie elektrycznego pastucha, który z pewnością podniesie prestiż naszego ogrodu. Nie zdziwię się, gdy w marcu Kropek powita mnie na dwóch łapach, niekoniecznie zadnich zresztą.

Nie wszystkie prądowe fascynacje poszły na marne; tu w Irlandii np. przez dwa prawie lata byłem etatowym inżynierem w firmie dostarczającej ludziom m.in. maszyny, które z fabryki przysyłali mi w częściach. Moim zadaniem było poskładać je do kupy i podłączyć do 110 względnie 220v. Super zabawa była, szkoda, że mnie zwolnili, naprawdę to lubiłem. Tym bardziej, że płodozmian był wielki, bo uzależniony od zamówień klienta; a to Basato-5, wielka piła scheppaca, a to pięć obrabiarek record power, innym razem dźwig hydrauliczny do wyciągania silnika z samochodu. A wszystko nowe, pachnące smarem, z kompletem śrub i kabli, nic – tylko skręcać.   

Wszystko to, co napisałem powyżej, to komentarz faktu, że moja poprzednia notka w s24 najpierw była jawna, potem zbunkrowana na godzinę, potem na dobę znowu jawna, a potem – po dziś dzień – znowu ukryta. W sprawie dostałem mejla od „RedaktorV”, który mi napisał, że notka owszem, może i fajna, ale o kłamliwej suce napisałem w kontekście kłamliwej suki i albo złagodzę, albo w lochu notka lizała będzie spływającą po ścianach zgniłą wilgoć.

Aha, dodał, że jej odblokowanie było pomyłką, co mnie rozbawiło najbardziej.

Panowie Administratorzy S24 – prąd! Prąd, dwa gniazda, kabelki, mały mózg, stałe połączenia, żaróweczka, Bukareszt, NRD. Jak świeci – dobrze, jak nie świeci – niedobrze. I nie wynoście gumofilców do ogródka i ścieżkami się przemieszczajcie.

Test: termin „minister Kopacz” łączymy z (do wyboru) gniazdami: - „wybitny polityk”, „gwiazda kina międzywojennego”, „znajoma pana Jurkiewicza”, „kłamliwa suka”, „pierwsza kobieta w kosmosie”.  

oranje
O mnie oranje

Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś. Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie