Różni Polskę od Grecji klimat i temperament. Kultura wina siarkowego nad winem gronowym. Flora, fauna i to, że w potocznej polszczyźnie „udawać Greka” znaczy udawać durnia, a „udawać Polaka” znaczy być Żydem. Poza tym jednakowoż analogii jest całe mnóstwo i warto nad nimi się pochylić i wnioski postarać się wyciągnąć pro publico bono.
Tym wpisem jednocześnie zadać chcę kłam twierdzeniu, że dla pisiorów „im gorzej w Polsce tym lepiej, bo w rząd mogą walić”. Mnie na przykład martwi stan polskiej gospodarki i chcę rządowi pomóc mimo tego, żem pisior i w dodatku „zezmy-waka”. Rząd niech więc ładnie przeczyta co mam tu do powiedzenia, potem wdroży i będziemy szczęśliwsi wszyscy.
Przywołana na początku Grecja nie pojawiła się tu przypadkiem. Bo kiedy bankrutowała daleka Islandia, to w sumie prócz tych dziesiątek tysięcy Polaków koczujących przy gejzerach i wychodzących w morze na dorsza nikogo to nie ruszyło. Islandia do Unii dopiero kandyduje, a poza tym nikt dokładnie nie wie, gdzie to jest. Ich chata zaprawdę z kraja, a że bankrutują...?! Z Panem Bogiem!
Bankructwo Grecji też nie za bardzo podziałałoby na światłą europejską ludzkość zamieszkującą między Białymstokiem, a Lizboną gdyby nie to, że niemiecki tabloid wpadł na pomysła, by wyciągająca rękę do UE Grecja wyzbyła się paru swoich wysp. (Oczywiście UE, jako taka, sama z siebie kasy nie ma, bo niczego nie produkuje, więc „kasa UE” jest pojęciem umownym – to kasa tego z Białegostoku i Lizbony). Krzyk się podniósł, że co to w ogóle za pomysł, by nad taką Kretą powiewać miała flaga złożona z barw złotej, czarnej i czerwonej czy jak to tam sąsiedzi mają po wycięciu cyrkla i młota.
Krzyk podniósł się w Polsce, a jakże, że jak to, za waszą wolność i naszą, nie będzie Niemiec pluł nam w grecką twarz i takie inne. Dziś Kreta jutro Gdańsk. Tabloid zatem wywołał spodziewaną reakcję, choć ubolewać należy, że niewielu krzyczących zastanowiło się skąd wziął się ten grecki dług i że projekt sprzedaży wysp jest zabiegiem retorycznym – dość wulgarnym, przyznajmy - mającym zmusić do myślenia.
Że z jednej strony są wirtualne pieniądze, które produkowała Grecja obciążając długiem resztę spółki UE, a z drugiej strony jest ta jak najbardziej realna Kreta i że być może warto w przyszłości fałszując faktury widzieć przed oczyma potwora Minotaura, a nie tylko cycki Ariadny.
No, to jesteśmy w domu – co z tą Polską? Różni eksperci różnie mówią o stanie naszego skarbca i o jego przyszłości, ale lepiej uznać, że tak brylantowo to jednak nie jest, dmuchać na zimne i prewencyjnie się zabezpieczyć. Co robić?! No właśnie. Sprzedać! Co sprzedać? Wyspy sprzedać! Jakie wyspy? Ano więc właśnie!
Wyspa Wolin jest jedyną naszą wyspą, a na spółkę z Sąsiadem mamy na nieodległym Uznamie 72 km2 terenu*. Próba zainteresowania Sąsiada ich odstąpieniem nie tyle, że przyniosła protesty Polaków, co raczej niewielkie zainteresowanie nabywcy in spe. Trzeba szukać gdzieś indziej, bo pomysł jest dobry. Ma wszakże rząd na zbyciu inne wyspy. Pierwszą, którą powinien wystawić na allegro czy ebaya jest słynna „zielona wyspa wzrostu na morzu europejskiego kryzysu”. Świeżutka, pachnąca. Ponadto są jeszcze hołubione przez rząd, a opanowane przez rządu wyznawców: Wyspy Brytyjskie i (mniej hołubiona, ale pamiętna) cudowna Irlandia.
Nie ma na co czekać – sprzedawać już teraz! Może się nie kapną. Ci z podwyżką vatu o 1% się nie kapnęli. A jak się opyli te wyspy, to przyjdzie kolej na Niderlandy dla tamtych, a na liniowy 3x30% dla was. I będzie cacy.
* - Zdanie poprawione, bo Uznam z Wolinem pochrzaniłem.