Dlaczego Jerzy Owsiak miałby nie wystartować w wyborach prezydenckich?! Powie mi ktoś? Że się nie zna na polityce? Zna się. Że nie uosabia majestatu europejskiej RP? Uosabia. Że nie porwie tłumu? Porwie. Przecież to jest logiczny ciąg tej kariery. Że nie chce? Aaa… tego to jeszcze nie wiadomo. Czymże gorszy “z witrażysty prezydent” od “z generała prezydent”, “z kacyka prezydent” czy wreszcie “z elektryka prezydent”?!
Do napisania tej notki zainspirował mnie kolejny odcinek sagi rodziny Hiobowskich, dlatego też myśl, którą wyłuszczyłem powyżej zaświergoliła mi w głowie na zasadzie facecji i fantazmatu. Za chwilę jednak przyszła inna myśl - nieco bardziej krytyczna. No, bo właściwie: dlaczego nie?! Spokojnie - świat strawi prezydenta Owsiaka, a kto wie, czy dzięki takiemu wyborowi nie stalibyśmy się (we własnych oczach) najbardziej w Europie proeuropejscy, postępowi i w ogóle wyluzowani.
“Przepędźmy ich wszystkich, apolityczny prezydent, który ratował dzieci” - tak mogłoby wyglądać hasło. Czesi mają dostępne narkotyki, a my byśmy mieli dostępnego prezydenta, do którego każdy mówiłby po imieniu. Debaty publicznej by nie było, bo o czym tu debatować z kimś, kto przez tyle lat ratował dzieci?! Myślicie, że Moskwa, Berlin, Paryż, Londyn czy wreszcie Waszyngton nie chcieliby się z nim spotykać i rozmawiać?! Mylicie się - chcieliby i to bardzo. Nikt by nie uchybił!
Zastanawia mnie jednak zachowanie - by pozostać przy brixenowskich kategoriach - wiodącego tytułu prasowego i drobniejszych satelit tego słońca. Człowiek, który dziś przedstawiany jest jako laicka polska wersja Matki Teresy z Kalkuty musiałby w czasie kampanii prezydenckiej przejść na łamach niebagatelną metamorfozę. Bez takiego wsparcia zadowolić by się musiał trzecim miejscem. Ze wsparciem finał miałby w kieszeni. Ej, Brixen, życie przerasta kabaret. Wcale się nie zdziwię!
PS. Myślę, że popełniłem nadużycie logiczno-stylistyczne w moim poprzednim wpisie oraz wykazałem się złą wolą wobec KL. Tak mnie trochę to gryzło, bo lubię o sobie myśleć dobrze, a nie poprzez rozmaite gryzienia. Przepraszać nie mam za co, ale analogia w istocie była chybiona.